Wybór flagowego telefonu w 2020 roku jest dość trudny. W dużej części ma na to wpływ wciąż istniejąca sytuacja związana z koronawirusem, ale innym równie ważnym czynnikiem jest wymuszenie na producentach smartfonów przez Qualcomma implementacji modemu 5G wraz z najnowszym procesorem firmy, czyli Snapdragonem 865. Głównie ten fakt doprowadził do podwyższenia cen praktycznie wszystkich tegorocznych flagowców – w niektórych przypadkach, jak np. Xiaomi Mi 10 Pro (którego recenzję również publikowaliśmy na naszym portalu), można mówić o podwojeniu kwoty, za którą rok temu mogliśmy kupić Xiaomi Mi 9. I tu na scenę wkracza formalnie niezależna marka wydzielona od Xiaomi, czyli Redmi, ze swoim modelem K30 Pro – przemianowanym na rynki globalne jako POCO F2 Pro.
W swoim przekazie marketingowym (między innymi na Facebooku), POCO sugeruje potencjalnym kupującym, iż jest to kolejny „pogromca flagowców”, czyli produkt mający oferować podobne parametry co inne tegoroczne flagowce, lecz za mniejsze pieniądze. Czy te słowa są rzeczywiście prawdziwe, i czy w dzisiejszej sytuacji w ogóle można mówić o czymś takim, jak „pogromca flagowców”? Dziś postaram się Wam przekazać moje odczucia z kilkutygodniowego użytkowania Redmi K30 Pro.
Do testów otrzymałem chińską wersję modelu, lecz większość wypowiedzianych tu słów znajdzie swoje odzwierciedlenie także w globalnym POCO F2 Pro.
Wygląd
Po wzięciu Redmi K30 Pro w dłoń można odczuć, iż jest to telefon ciężki (jego waga to 218 gramów) i solidny. Ma na to z pewnością wpływ fakt, że obudowę oraz przód urządzenia wykonano ze szkła Corning Gorilla Glass 5. Warto dodać, że na ekranie zamontowana jest folia ochronna, co pomoże zapobiec zarysowaniom samego szkła. Kolorystyka jest mocno stonowana – nie ma tutaj refleksów takich jak na przykład w omawianym przeze mnie rok temu Mi 9T Pro. Moim zdaniem to dobrze, choć oczywiście rozumiem osoby, które powiedzą, że to krok wstecz w porównaniu do poprzednika. Z tyłu poza logiem Redmi obecna jest jedynie dioda LED oraz okrągła wyspa na moduły aparatów, której wygląd po części został skopiowany od konkurencji – podobne rozwiązanie można zauważyć w Huawei Mate 30 Pro. Jak niemal wszędzie w dzisiejszych czasach, również i tutaj wyspa odstaje od obudowy, przez co telefon bez etui nie leży na stole w pełni płasko. Szkło jest błyszczące, zbiera więc wszelkie ślady użytkowania, palcuje się i ślizga, co może doprowadzić do upadków i potencjalnych stłuczeń. Dołączane do zestawu solidne, matowe etui rozwiązuje ten problem.
Boki smartfona są połączeniem aluminium i metalu, zaś przyciski klikają pewnie i z lekkim oporem. Podobnie jak w Mi 9T Pro, tak i tutaj przycisk zasilania został wyróżniony poprzez pomalowanie go na czerwono. Taki stylistyczny zabieg bardzo mi się podoba. Przód telefonu nie posiada żadnego wcięcia czy dziury w ekranie – dokładnie tak jak w Redmi K20 Pro, przedni aparat jest wysuwany. Ta technologia ma swoich zwolenników i przeciwników – osobiście wolę taki rodzaj aparatu niż dziurę w ekranie, która w mojej opinii zaburza symetrię każdego urządzenia. Nie poprawiono ułożenia diody powiadomień, bowiem nadal znajduje się ona na górze obudowy – na wysuwanym aparacie – i w codziennym użytkowaniu jest praktycznie niewidoczna. Poza tym mankamentem, wygląd urządzenia oceniam raczej na plus. Telefon nie posiada potwierdzonej certyfikatem wodoodporności, podobnie jak droższe Mi 10 i Mi 10 Pro, natomiast znajduje się tutaj gniazdo mini-jack 3,5 mm oraz gniazdo podczerwieni. Smartfon obsługuje sieć 5G (pasma n77/n78), LTE (w tym B20 – w globalnej wersji), a także technologie Wi-Fi 6 i Bluetooth 5.1.
Ekran
Wyświetlacz urządzenia został wykonany w technologii AMOLED o przekątnej 6,67 cala i rozdzielczości Full HD+ (2400 x 1080 px), zaś jego wymiary to 163,3 x 75,4 x 8,9 mm. W praktyce oznacza to przede wszystkim, iż nie jest on przeznaczony dla każdego. Obsługa jedną ręką jest dość trudna, trzeba zmienić ułożenie ręki, aby dosięgnąć do paska powiadomień. Osoby o mniejszych dłoniach będą musiały się do tego przyzwyczaić, bądź pomyśleć nad zakupem innego telefonu. Jakość matrycy jest zupełnie w porządku – domyślnie kolory są skierowane bardziej w stronę zimnych barw, lecz można je zmienić w ustawieniach i dostosować do swoich preferencji w zaawansowanym edytorze. Zakresy jasności są zadowalające – przy minimalnym podświetleniu, np. wieczorem, wszystko jest czytelne i nie męczy oczu, zaś przy maksymalnej jasności, chociażby przy pełnym słońcu, również bez trudu możemy zobaczyć to, co pojawiło się na naszym telefonie. Jako, że to AMOLED, obecny jest tryb Always on Display, który można sobie skonfigurować między innymi pod kątem motywu (w MIUI 12, póki co tylko w wersji chińskiej, są nawet dostępne motywy online). POCO mocno akcentuje w promocji tego telefonu rolę 3 czujników światła 360 stopni, dzięki któremu telefon powinien lepiej dostosowywać jasność ekranu do panujących warunków oświetleniowych. Osobiście nie dostrzegam jakiejś większej różnicy w ustalaniu jasności, choć być może jest to kwestia tego, iż z opcji automatycznej jasności korzystam dość sporadycznie.
Telefon obsługuje standardy HDR 10 oraz DCI-P3, a także posiada certyfikat Widevine L1. Pewną nowością pod tym względem jest to, że ten certyfikat znajdziemy również w chińskiej wersji Redmi K30 Pro. Dzięki temu nawet użytkownicy chińskiej wersji telefonu mogą oglądać filmy w aplikacji Netflix, w rozdzielczości Full HD, i nie muszą dopłacać do globalnego POCO F2 Pro. Producent nie zdecydował się natomiast na dodanie wyższej częstotliwości odświeżania ekranu – mamy tutaj odświeżanie 60 Hz, zaś częstotliwość próbkowania dotyku wynosi 180 Hz. Rozumiem to, że gdzieś trzeba było ciąć koszty i na brak wyższego odświeżania jakoś specjalnie się nie obrażam. Cięć nie poczyniono natomiast na module NFC – jest on tutaj obecny.
Wydajność, system, czytnik linii papilarnych, dźwięk
Jak na flagowca w 2020 roku przystało, telefon wyposażono w najnowszy flagowy układ od Qualcomma, czyli Snapdragona 865. Ten ośmiordzeniowy układ wyprodukowany w 7-nanometrowym procesie technologicznym oparty został na rdzeniach Kryo 585, z których cztery w standardzie Silver rozpędzają się do częstotliwości 1,8 GHz, zaś 4 pozostałe w standardzie Gold, do 2,42 GHz (3 rdzenie) oraz 2,84 GHz (1 rdzeń). SoC wspierany jest układem graficznym Adreno 650, zaś w mojej wersji telefonu do dyspozycji miałem 6 GB pamięci RAM w standardzie LPDDR4x oraz 128 GB pamięci wbudowanej w standardzie UFS 3.0. Globalna wersja POCO F2 Pro w wersji 6/128 posiada pamięć wewnętrzną UFS 3.1 i RAM LPDDR4x, 8/256 odpowiednio również UFS 3.1 i LPDDR5.
Jak te różnice wpływają na wydajność urządzenia? Raczej nie są one znaczące – przynajmniej nie na tyle, by zmniejszyć w poważny sposób możliwości urządzenia, które są z pewnością ogromne i wystarczą na co najmniej kilka lat. Redmi K30 Pro działa prawie tak, jak na flagowca przystało – aplikacje uruchamiają się w mgnieniu oka i działają równie dobrze przez cały okres korzystania z telefonu, problemem nie będą nawet najbardziej obciążające gry, które można sobie zainstalować ze sklepu Google Play. Na tym wspaniałym zarysie jest jednak jeden szkopuł, który nie pozwala moim zdaniem, przynajmniej obecnie, na określenie pracy tego urządzenia w pełni flagowej. Chodzi konkretnie o zarządzanie przez smartfon pamięcią RAM. Nakładka MIUI konsekwetnie zamyka większość aplikacji trzymanych w RAM-ie – praktycznie nigdy nie udało mi się utrzymać w pamięci, bez opcji takich jak blokowanie aplikacji na stałe w menu ostatnich aplikacji, więcej niż 4 aplikacji jednocześnie. Wszelkie inne aplikacje uruchamiane wcześniej po wywołaniu z poziomu menu ostatnio otwartych aplikacji wymagały przeładowania. Sytuacja jest dokładnie taka sama na każdej wersji MIUI – sprawdzałem wersję China Stable (V11.0.19.0.QJKCNXM), Global Stable (V11.0.6.0.QJKEUXM) i Xiaomi.eu (20.5.24). Pod tym względem Xiaomi nie brylowało również w innych telefonach, ale nigdzie nie było to, moim zdaniem, aż tak odczuwalne jak tutaj. Jeśli chcesz, aby aplikacja, z której często korzystasz, uruchamiała się zawsze bez przeładowania, konieczna jest jej blokada w RAM-ie za pomocą „kłódki”.
Poza niezbyt dobrze przemyślanym zarządzaniem pamięcią RAM nakładka MIUI w tym modelu jest zupełnie w porządku. Są jej zwolennicy, są też przeciwnicy zarzucający jej utrzymywanie na siłę wielu przestarzałych lub nieprzemyślanych rozwiązań, które nie mają większego sensu. Osobiście jako tłumacz oprogramowania Xiaomi.eu i osoba, która sprawdza codzienne wersje MIUI, jestem gdzieś pośrodku obydwu koncepcji. Lubię MIUI, ale widzę, że pewne rzeczy nie są do końca przemyślane, a polityka wydawania wielu nieróżniących się między sobą istotnymi rzeczami modeli z pewnością rozwojowi w dobrym kierunku raczej nie służy. Większość osób kupujących ten telefon zapewne nigdy nie zainteresuje się zmianą oprogramowania na jakiekolwiek inne – jeśli tak będzie w Twoim przypadku, to z pewnością nie poczujesz się rozczarowany wydajnością oferowaną w oprogramowaniu Global, przynajmniej na chwilę pisania tej recenzji. Nikt nie potrafi bowiem przewidzieć, co będzie dalej w ramach aktualizacji. W moim przypadku w globalnej wersji oprogramowania wyświetlały się w kilku miejscach reklamy, lecz odznaczenie opcji „Odbieraj propozycje” w ustawieniach danej aplikacji zazwyczaj rozwiązuje ten problem. Globalna wersja MIUI posiada aplikacje SMS, Telefon i Dialer od Google, a nie od Xiaomi, co oznacza, że – w chwili pisania niniejszej recenzji – nie jest możliwe nagrywanie rozmów na tym modelu (więcej szczegółów w wydzielonym artykule).
Na pochwałę zasługują natomiast wibracje, za które odpowiada nowy linearny silnik wibracji zaimplementowany także w Mi 10 i Mi 10 Pro. Są one zupełnie inne niż te, do których przyzwyczaiły mnie inne modele telefonów od Xiaomi – można odczuć wrażenie, że są one bardziej naturalne i lepiej dopasowują się do użytkownika. Przychodzące powiadomienie wywołuje o wiele mocniejszą wibrację niż kiedykolwiek wcześniej – i moim zdaniem – jest to całkiem dobra wibracja, o wiele lepsza od tej spotykanej w tańszych modelach marki.
W Redmi K30 Pro, podobnie jak w jego poprzedniku, zamontowany został optyczny czytnik linii papilarnych znajdujący się w ekranie. Do jego działania nie mam żadnych zastrzeżeń. Jest celny i szybki, zazwyczaj trafnie rozpoznaje przypisany do niego palec. W ustawieniach odcisku palca można wybrać jedną z czterech predefiniowanych animacji odblokowania telefonu tymże odciskiem. Oprócz odblokowania telefonu odciskiem palca można skorzystać z odblokowania twarzą wykorzystującego przedni aparat. Jest to jednak metoda mniej bezpieczna, bowiem wykorzystuje ona tylko samo zdjęcie, a oprócz tego konieczne jest przesunięcie na ekranie blokady w górę, aby przedni aparat się wysunął i zweryfikował naszą twarz, przez co odblokowanie trwa sporo dłużej. Oczywiście możliwe jest również skorzystanie z tradycyjnych metod odblokowania takich jak kod PIN, hasło czy wzór.
Pod względem wrażeń dźwiękowo-muzycznych po kilku tygodniach z Redmi K30 Pro jestem delikatnie rozczarowany. Dźwięk wydobywający się z pojedynczego głośnika umieszczonego na dole telefonu jest niezły. Charakteryzuje go wysoka głośność (dzwonka czy powiadomienia nie przegapicie) oraz całkiem przyjemna barwa – nie jest on płaski, słychać niskie i średnie tony. Pod tym względem jestem zadowolony, choć z pewnością wadą pojedynczych głośników jest to, że łatwo jest je zagłuszyć – i nie inaczej jest niestety w tym telefonie. Więcej zastrzeżeń budzi u mnie dźwięk ze słuchawek. W moim przypadku Redmi K30 Pro grał po prostu dość cicho, zaś barwa jest bardziej stonowana, charakteryzując się niewielką ilością basu. Sytuacji w moim odczuciu nie ratuje wbudowany equalizer. Sądzę jednak, że po części winę za ten stan rzeczy ponoszą moje średniej jakości słuchawki i z odpowiednimi akcesoriami telefon będzie w stanie grać na całkiem niezłym poziomie. Jeśli ktoś posiada już ten model i chciałby się podzielić swoimi wrażeniami muzycznymi – sekcja komentarzy stoi otworem.
Aparat
Redmi K30 Pro został wyposażony w 3 moduły aparatu z tyłu. Najważniejszy z nich oparty został na matrycy Sony IMX686, której rozdzielczość wynosi 64 Mpix. Wykorzystuje ona technikę łączenia 4 pikseli w jeden (więc w rzeczywistości produkuje ona zdjęcia 16 Mpx), jej światło to f/1.89, a wielkość piksela to 1.6μm. Posiada ona autofokus z detekcją fazy, a jej pole widzenia wynosi 79 stopni. Oprócz tego obecne są moduły: szerokokątny 13 Mpx ze światłem f/2.4, polem widzenia 123 stopni oraz makro 5 Mpx ze światłem f/2.2 i wielkością piksela 1.12μm oraz autofokusem w zakresie od 3 do 10 cm. Telefon umożliwia nagrywanie filmów w rozdzielczościach: 8K (30 kl./s), 4K i Full HD (30/60 kl./s), ponadto istnieje możliwość nagrywania filmów w zwolnionym tempie (maksymalnie 960 kl./s w Full HD). Co prawda na obudowie są cztery moduły aparatu, ale raczej mało kto traktuje poważnie obiektyw do wychwytywania głębi o rozdzielczości 2 Mpx. Jest on wykorzystywany głównie w trybie portretowym. Z przodu obecny jest wysuwany aparat do selfie o rozdzielczości 20 Mpx i wielkości piksela 0.8μm. Żaden z obiektywów nie posiada optycznej stabilizacji obrazu – główna matryca posiada OIS w droższej wersji Zoom Edition, która zamiast obiektywu szerokokątnego posiada teleobiektyw o rozdzielczości 8 Mpx i 30-krotnym cyfrowym powiększeniu, który również jest wyposażony w OIS. Wersja Zoom Edition nie jest obecnie dostępna w naszym kraju – jest to wersja wyłącznie na rynki chińskie i indyjskie i prawdopodobnie nigdy nie doczekamy się jej oficjalnie w Polsce. Brak OIS w tej cenie zaliczyłbym już jako poważną wadę – rozumiem konieczne cięcia kosztów, ale tutaj akurat bym nie oszczędzał.
Gdybym miał ocenić w jednym zdaniu całokształt wykonanych zdjęć, powiedziałbym, że są dość podobne do tych wykonanych przeze mnie Redmi K30 (recenzja w tym miejscu). Obydwa telefony dzielą tą samą główną matrycę, więc po części jest to ocena dość trafna. Zdjęcia wykonane tym modułem są pełne detali i mają całkiem przyjemne barwy. Taka sama ocena tyczy się także dwukrotnego przybliżenia. Powtórzyć muszę uwagę z recenzji uboższego brata – czasem telefon cierpi na niedoświetlenia w pewnych rejonach kadru. Niektóre zdjęcia w cieniach są po prostu za ciemne, telefon nie wyciąga z nich detali. W pokoju z naturalnym oświetleniem czasami zdjęcia są delikatnie zbyt ciemne. Sprawę w pewnym stopniu, choć niewielkim, poprawia tryb HDR. Szeroki kąt robi z grubsza to, co ma robić, choć wieczorem już niestety niedomaga – tryb nocny nie pomaga szczególnie mocno. Makro w stosunku do Redmi K30 uległo pewnemu polepszeniu – pięciomegapikselowy moduł co prawda dalej nie przekonał mnie do tego, żebym korzystał z niego specjalnie często, ale na jego efekty narzekam mniej niż na zdjęcia z tańszego modelu i rozumiem osoby, które być może będą z tego obiektywu korzystać. Paradoksem jest to, że Xiaomi nie dodało tego obiektywu do bardziej flagowego Mi 10. Ogółem – jeśli brak OIS nie jest dla Ciebie wadą, to z zdecydowanej większości możliwości aparatu raczej będziesz zadowolony. Odpowiedź na pytanie, czy jest to poziom telefonu za 2500 złotych, pozostawiam do Waszej oceny. Link do surowych zdjęć.
Bateria
Ogniwo Redmi K30 Pro ma pojemność 4700 mAh, wspierającą szybkie ładowanie w standardzie Quick Charge 4.0+ oraz PowerDelivery 3.0 z maksymalną mocą 30 watów. W zestawie znajduje się ładowarka o mocy 33 watów, zaś ładowanie urządzenia do pełna trwa około godzinę, za pośrednictwem portu w standardzie USB-C. Wyniki pracy na jednym ładowaniu są w porządku – można osiągnąć około 7-8 godzin czasu na ekranie, dzięki czemu telefon raczej nie powinien rozładować się przed końcem dnia. W połączeniu z flagowym układem mogę uznać ten wynik za przyzwoity. Nie ma tutaj ładowania indukcyjnego. Jeśli zatem komuś zależy na tej funkcjonalności, musi wybrać inny telefon.
Podsumowanie
Wydając Redmi K30 Pro, Xiaomi stanęło na rozdrożu i musiało wybierać – co można zostawić, a co trzeba wyciąć, aby cena urządzenia była w miarę akceptowalna dla przeciętnego użytkownika? Nie mamy tutaj modułu 108 Mpx, który mają droższe o prawie bądź ponad tysiąc złotych Mi 10 i Mi 10 Pro, usunięto głośniki stereo, nie znajdziemy tutaj odświeżania 90 Hz. Z drugiej strony nie mamy też dziury w ekranie czy 2-megapikselowego modułu makro z Mi 10, co oceniam bardziej na plus niż minus. Jest natomiast flagowy procesor oferujący świetną wydajność, całkiem dobry, choć nienajlepszy aparat, niezły ekran, bateria, wibracje. Dyskusyjna pozostaje kwestia audio – chętnie zobaczę Wasze opinie na ten temat, jeśli już posiadacie ten telefon. Czy taki zestaw cech jest godny ceny 2500 złotych, jakie życzy sobie POCO za wersję 6/128 GB? Z jednej strony to nadal dużo. O 600 złotych więcej od kwoty, za jaką można było nabyć Mi 9 na premierę, z drugiej strony natomiast rozumiem, że taką po części chorą sytuację ukształtowało nie Xiaomi, tylko Qualcomm, windując cenę swoich procesorów i modemu na niespotykaną wcześniej skalę. Czy zrozumieją to laicy, którzy nie muszą śledzić każdego dnia smartfonowego rynku? Nie wiem. Xiaomi zawsze kojarzyło się z telefonami tanimi, które mógł kupić praktycznie każdy. Tegorocznymi flagowcami, mit o tanich smartfonach tego producenta, w tym POCO F2 Pro, został skutecznie przez markę obalony.
Nie potrafię też do końca stwierdzić, czyim następcą jest Redmi K30 Pro: Mi 9T Pro czy POCO F1? Jeśli tego pierwszego, to moim zdaniem dopłata do F2 Pro nie ma większego sensu. Mi 9T Pro to wciąż bardzo dobry telefon z całkiem niezłym aparatem, który również nie posiada wcięcia czy dziury w ekranie, a Snapdragon 855 nie zestarzał się jeszcze na tyle, aby konieczne było kupowanie nowego telefonu. Wymiana tego modelu na POCO F2 Pro byłaby opłacalna jedynie wtedy, gdy poważnie myśli się o sieci 5G czy potrzebuje wydajności oferowanej przez Snapdragona 865. W przypadku, gdy uznamy ten telefon za następcę POCO F1, sytuacja staje się trudniejsza. POCO F2 Pro to z pewnością godny następca POCO F1, który oferuje wysoką wydajność, całkiem dobry aparat i inne cechy prawdziwego flagowca, choć oczywiście nie jest wśród flagowców najlepszy. POCO promuje go jako „pogromcę flagowców”, lecz moim zdaniem jest to jedynie nieco tańszy flagowiec, który może, lecz nie musi powtórzyć sukcesu POCO F1. Przeszkodą może być w tym względzie niestety cena – 2500 złotych to jak na polskie realia dość dużo. To nadal nie 3500 złotych, za jakie można kupić Mi 10, lecz z pewnością nie jest to wcale mało. Jeśli potrzebujesz Snapdragona 865 i sieci 5G, kupuj bez wahania. Jeśli nie – rozejrzyj się za eksflagowcami pokroju Mi 9 czy Mi 9T Pro, które nie zestarzały się zbyt mocno i nadal mogą być dobrą alternatywą dla tegorocznych, dość przeszacowanych, niezależnie od marki, flagowców.