Każdy użytkownik urządzeń Xiaomi, natychmiast kojarzy frazę “pistonki”. Linia słuchawek z Mitu w tle, nieodłącznie kojarzy się z świetną jakością; wykonania i dźwięku, przy rozsądnej cenie.
Dzisiaj rzecz o kolejnej odsłonie słuchawek Xiaomi. Noise Cancelling Hybrid ANC Earphones Type-c to generacja swoista nie tylko z uwagi na to, że jest kolejna, jak to często bywa, w każdym aspekcie lepsza od poprzednich (tak przynajmniej zwykle twierdzą producenci urządzeń). To również edycja inna z uwagi na interfejs, będący jednocześnie swego rodzaju “wybawieniem”, dla użytkowników najnowszych smartfonów, w których to producenci zdecydowali się na niestosowanie gniazd słuchawkowych typu jack 3,5 mm.
Specyfikacja słuchawek przedstawia się następująco:
Przyzwoite parametry nie są zaskoczeniem. Zwłaszcza dla osób, które miały wcześniej styczność z słuchawkami z linii Xiaomi Piston. Czy tak będzie i tym razem, zweryfikujemy w trakcie testów.
Zestaw
W kartoniku typu “wsuwka”, poza plastikowym pudełkiem – skądinąd doskonale znanym miłośnikom słuchawek Xiaomi – odnajdziemy “papierologię”, w postaci instrukcji obsługi i karty gwarancyjnej – również po polsku, dołączonych przez dystrybutora.
Oprócz tego, zestaw profilowanych nakładek na doki, a także wykonane z materiału przypominającego zamsz, etui na słuchawki, na którym nadrukowano logi MI. Co do tego ostatniego dodatku, mam zastrzeżenia co do jego wielkości. Ktoś chyba przeszacował jego wielkość, ponieważ zmieszczą się tam – oględnie licząc – przynajmniej trzy pary słuchawek. Wskutek tego, paczuszka, mająca być niewielką, rośnie niepotrzebnie i nieco bezsensownie wypełnia kieszeń, przypominając bardziej średniowieczny trzos na dukaty, niźli kompaktowe etui podróżne.
Pudełko, już w chwili gdy łapiemy je w dłoń, przywodzi na myśl pierwszą i (prawie) każdą, kolejną generację “Pistonek”. Idealnie spasowane naklejki z danymi technicznymi na spodzie, perfekcyjnie spasowane wieczko i poduszka, na której wcięciach, w zmyślny i niemożliwy do odtworzenia sposób zwinięto przewód słuchawek. Ci, którzy pamiętają pierwszą generację, z pewnością pamiętają słynny zapach czekoladek, odróżniający oryginalny produkt od wielu podróbek, dostępnych wówczas w sprzedaży, również w Polsce (uprzedzając ewentualne zarzuty – tak, wiem, że nie wszyscy czuli zapach czekolady… ;). Tu zapachu słodkości nie wyczujemy, ale nie musimy obawiać się zapachu gumy, co zwykle towarzyszy tańszym produktom.
Pod poduszeczką z słuchawkami odnajdziemy zestaw dodatkowych, silikonowych nakładek na doki, w trzech różnych rozmiarach – XS, S i L. To istotne, ponieważ w odróżnieniu do sporej liczby słuchawek, dopasowanie słuchawek do ucha ma w Xiaomi Noise Cancelling Hybrid ANC Earphones Type-c wybitnie niebagatelne znaczenie. O tym jednak za chwil, tfu…, akapitów kilka.
Oględziny słuchawek zaczynamy od pilota. Płaski korpus, z zaokrąglonymi bokami, wykonano z tworzywa bardzo dobrej jakości, o nieco matowej, czy nawet chropowatej strukturze. Szkoda jednocześnie, że Xiaomi nie pozostało, chociażby wzorem Piston v.3, przy metalowej konstrukcji korpusu. Nie mniej szorstka powierzchnia sterownika ułatwia trzymanie go, zwłaszcza w trakcie operowania przyciskami.
Na panelu sterowania odnajdziemy trzy okrągłe przyciski: licząc od góry – następny utwór/głośniej, odtwarzanie/pauza/odbiór połączenia/zakończenie połączenia. Wystają one około 1 mm ponad obrys korpusu pilota. Ich skok jest stosunkowo długi, jest zakończony wyraźnym klikiem, zaś samo naciśnięcie wymaga nieco siły. Nie ma więc mowy o przypadkowym ich wciśnięciu i wywołaniu niechcianej funkcji. Tym bardziej, że ich powierzchnia jest stosunkowo duża, więc nawet nie patrząc na sterownik, bazując na samym dotyku, z powodzeniem można nimi operować.
Co ciekawe, w odróżnieniu od większości słuchawek oferujących możliwość prowadzenia rozmów telefonicznych, mikrofonu nie umieszczono w pilocie. I uważam to za zdecydowany plus słuchawek. Rejestrator umiejscowiono mianowicie w cylindrycznej nakładce na przewodzie prawej słuchawki, na wysokości zbliżonej do ust osoby korzystającej ze słuchawek. Powoduje to istotną poprawę dźwięku przekazywanego przez mikrofon do rozmówcy.
Na jednej z krawędzi umiejscowiono niebieską diodę sygnalizującą status pracy systemu redukcji dźwięków otoczenia. Tuż pod nią ulokowano suwak włączający/wyłączający tę technologię. Jego jakości niewiele można zarzucić. Może jedynie tyle, że jest dość ciasno spasowany, więc operowanie nim może być momentami kłopotliwe. Tym bardziej, że wystaje on poza obrys korpusu w bardzo niewielkim stopniu.
Skoro jesteśmy przy włączniku systemu redukcji dźwięków otoczenia, poświęćmy kilka chwil temu, co dotyczy jego działania. Jak zapewnia Xiaomi, system zapewnia aktywną eliminację szumów w zakresie 50 – 2000 Hz. Może ona spowodować wyciszenie odgłosów otoczenia powyżej 25 dB. Do tego, aby system pracował poprawnie, wykorzystano zamontowane w dokach mikrofony MEMS, których zadaniem jest właśnie wychwytywanie dźwięków z otoczenia użytkownika słuchawek.
Jak się to odbywa w rzeczywistości? Przede wszystkim wrócę do kwestii dokładnego dopasowania silikonowych nakładek na doki. Jest to bardzo istotne, ponieważ system nie zadziała, jeśli kanały uszne nie będą dokładnie wypełnione nakładkami. To logiczne, bo jeśli opiera się on o sferę akustyczną, nie powinien być zakłócony przez czynniki trzecie. Zakładamy więc, że mamy idealnie dopasowane nakładki. Włączamy system redukcji suwakiem na pilocie i… Krótko mówiąc, działa to wyśmienicie. Orientacyjnie, natężenie dźwięków otoczenia zmniejsza się o 50-60%. Tak naprawdę, jeśli miałoby to zostać opisane w kilku, prostych słowach, to uzyskujemy efekt w postaci wrażenia całkowitego odseparowania od otoczenia. Nie mam tu na myśli jednocześnie całkowitego wyciszenia. Tony wysokie i niskie zostają prawie całkowicie spłaszczone, co powoduje, że przestają być rejestrowane przez nasze ucho. Duży plus.
Nie ma miodu bez dziegciu i róży bez kolców. Analogicznie jest z Xiaomi Noise Cancelling Hybrid ANC Earphones Type-c. System redukcji działa, jednak jego dobrodziejstwa mają swoją cenę. To system aktywnej redukcji szumów, zatem nie pozostaje bez wpływu na zużycie energii urządzenia odtwarzającego. Jego wykorzystanie, a przypomnę że interfejsem słuchawek nie jest wtyk jack 3,5 mm, a złącze USB typu C, powoduje podwojone zużycie energii w porównaniu do tego, jakie następuje w przypadku odsłuchu muzyki bez wykorzystania technologii redukcji.
Jest jeszcze jedna rzecz, która prawdopodobnie spowodowana jest zastosowaniem USB typu C. Po podłączeniu do telefonu, uruchomieniu aplikacji Muzyka, kilkanaście sekund zajmuje rozpoczęcie przekazywania dźwięku na słuchawki. Warto o tym wspomnieć, bo po pierwszych kilku podłączeniach, zaskoczył mnie fakt, że telefon rozpoczynał odtwarzanie dźwięku przez głośnik, a dopiero po dłuższej chwili, muzyka zaczynała płynąć w słuchawkach.
Przyjrzyjmy się samym słuchawkom.
Ich wewnętrzną budowę, najprościej przedstawić wykorzystując zdjęcie poglądowe producenta. Xiaomi Noise Cancelling Hybrid ANC Earphones Type-c wyposażono w podwójne, hybrydowe przetworniki. Jeden z nich odpowiada za niższe pasmo audio, drugi za wyższe. Ich współpracą, a zwłaszcza sferą znajdującą się na styku zakresów, steruje procesor audio, pozwalający uzyskać odpowiednią “średnicę”. Dodatkowo, na punktowość i podkreślenie dźwięków z niskich zakresów, innymi słowy basów, odpowiada dzielnik pojemnościowy. Konstrukcja komór doków, dla uzyskania trwałości oraz lepszej akustyki, została wykonana z tytanu.
Ujścia doków, w odróżnieniu od dotychczasowych modeli, zyskały nowy kształt. Zamiast koła, to teraz owal, choć również zabezpieczono go metalową siatką. W kwestii jakości materiałów i wykonania słuchawek, nie można mieć do nich absolutnie żadnych zastrzeżeń. Wszystkie elementy są dokładnie spasowane. Do tego jednak Xiaomi zdążyło nas już przyzwyczaić, zwłaszcza w słuchawkach. Jest jedno “ale”. Producentowi nie udało się usunąć przypadłości z poprzednich modeli. Mowa o efekcie mikrofonowym. O ile nie dotyczy ona części od pilota do wtyku do pilota, bo tam znajduje się specjalnie zaprojektowany, kewlarowy oplot, to już przewody łączące pilota z dokami, generują szelesty. Sam efekt nie jest może w testowanych słuchawkach słyszalny tak bardzo, jak miało to miejsce chociażby w trzeciej generacji “Pistonek”, a dodatkowo, w przypadku jego włączenia, niweluje go w znaczącym stopniu system redukcji szumów, to jednak nie sposób o nim nie wspomnieć. Minus.
Jako niewielką wadę muszę też odnotować wagę samych doków. Jest ona wyczuwalnie większa od wagi doków poprzedniego modelu słuchawek. Są one również nieco większe, co akurat ułatwia aplikowanie ich w kanałach usznych, jednak niesie za sobą zwiększenie ciężaru. I niestety… Słuchawki czuć wyraźniej w uszach już po kilkudziesięciu minutach odsłuchu. Nie jest to odczucie sprawiające dyskomfort, jednak wymaga odnotowania.
Odsłuch
Pierwsze co uderza po rozpakowaniu słuchawek, podłączeniu ich do telefonu i rozpoczęcie słuchania muzyki, to nędzna wręcz jakość dźwięku. Bez polotu, sceny, z metalicznym i zapiaszczonym posmakiem. W tym miejscu nie rezygnujcie z zapoznania się z dalszą częścią artykułu. To, o czym wspomniałem w pierwszym zdaniu tego akapitu, jest dowodem na to, co podkreślają miłośnicy audio, a z czego śmieją się wszyscy ci, którzy za szkodliwą wręcz ekstrawagancję uważają bycie “audiofilem”. Słuchawki, a od siebie dodam, że również inne przetworniki generujące dźwięk, wymagają procesu określanego mianem wygrzewania. W przypadku Xiaomi Noise Cancelling Hybrid ANC Earphones Type-c ma to zastosowanie w stopniu wręcz demonstracyjnym. Po jednej, czy po dwóch godzinach odsłuchu, sytuacja zmienia się drastycznie. Drastycznie, w pozytywnym rozumieniu tego słowa…
W trakcie testów wykorzystałem szereg utworów, zakresem obejmujących różne rodzaje muzyki. Wszystkie oczywiście w jakości .flac, aby wyeliminować ryzyko spaczenia odsłuchu. To wszystko po to, aby w miarę obiektywnie ocenić jakość generowanego dźwięku, w różnych rodzajach muzyki. Niestety, słuchawek z interfejsem USB-C jest na rynku jak na lekarstwo. Z tego co zdążyłem się zorientować, oprócz testowanego modelu, jest co najwyżej kilka. Między innymi po jednym w ofercie firm Razer, Huawei i Lenco oraz dwa w ofercie firmy Baseus. I tyle. Oczywiście rozpatrujemy tylko i wyłącznie słuchawki dedykowane do słuchania muzyki, a nie zestawy nagłowne (słuchawki z mikrofonem i inne “wynalazki”). I mówimy o firmach, o których choćby słyszeliśmy, a nie o producentach nieznanych komukolwiek. W związku z tym możliwości porównania testowanego zestawu z innymi, a także porównanie z innymi urządzeniami odtwarzającymi dźwięk, okazało się niezwykle kłopotliwe. Nie mniej, bazując – co podkreślam – na własnym słuchu i (zapewne) subiektywnych wrażeniach, testy wypadły jak to opisuję, głównie w odniesieniu do poprzednich modeli “Pistonek”.
Utwory wykorzystane w testach:
- Aga Zaryan – My Baby Just Cares For Me (Nina & Abbey),
- Rod Stewart – As Time Goes By (The Great American Songbook, vol. 2),
- Chris Botti (feat. Anrea Bocelli) – Italia (Italia),
- Collegium Vocale – Fine Knacks For Ladies (Fine Knacks For Ladies),
- LemON – Pid Oblaczkom (Scarlett),
- Krzysztof Kiljański – Center Of Time (Into The Room),
- Chris Rea – Auberge (Auberge),
- Sting – Englishman In New York (…Nothing Like the Sun),
- Steve Strauss – Brother Mule (Just like Love),
- Mike Oldfield – Part One (Tubular Bells),
- B.P Empire – Dancing With Kadaffi (B.P. Empire),
- Koto – Dragon’s legend (Singles Collection),
Dźwięk basowy jest prowadzony bardzo równomiernie. To zdecydowana zaleta. Jest go nieco mniej niż w Piston v.3, jednak jest on odpowiednio dawkowany. Co ciekawe, w utworach gdzie nie jest on niezbędny, pojawia się, owszem, ale w niezwykle wysublimowany sposób. Wyczuwalny, niekiedy monotonny, aż do progu niezauważenia. W utworach z dużą dynamiką, niezwykle punktualny, rytmiczny. Pełny, a jednocześnie nie dudniący i nie powodujący zmęczenia uszu słuchającego. Jest to bardzo istotne zwłaszcza w utworach, gdzie dużą rolę grają choćby gitary akustyczne, i gdzie nie ma typowej sekcji basowej. Z drugiej strony, w utworach jazzowych, tam gdzie powinno to mieć miejsce, bas jest nieco leniwy, choć nie rozlewający się. Nie spóźnia się i przyjemnie wypełnia podstawę.
Soprany, czy w zasadzie cało pasmo górnych rejestrów, są nieco stonowane. I nie myślę to o ich “wycięciu”. Są one słyszalne, jednak cała góra jest na tyle rozsądnie poprowadzona, że Wasze uszy nie uświadczą jazgotu czy przesterowanych dźwięków. Dla osób lubiących jaskrawe brzmienia może to być wadą, jednak dla pozostałych melomanów, soprany wyraźne, acz nie atakujące średnicy i jedynie podkreślające całość kształtu linii melodycznej, są bardzo pożądane, a już na pewno niespodziewane w tym przedziale cenowym.
Średnica, nie kryję, to ten przedział, który najbardziej mnie zawsze interesuje. To właśnie tu, o ile nie przeszkadzają w tym góry i doły, odbywa się wszystko to, co jest interesujące w utworze. I nowe “Pistonki” mają czym się chwalić w tym zakresie. To pasmo jest szczególnie istotne przy utworach a’capella, chóralnych, gdzie kiepskiej jakości dźwięku słuchawek czy głośników nie ma czym przykryć. Tutaj jest dalece lepiej niż dobrze. Niewielki zarzut mam jedynie do tego, że w kilkugłosowych partiach, które nie zawsze idealnie współbrzmią, czy poszczególne głosy nie kończą fraz w tej samej chwili – taki urok grup wokalnych, często zamierzony – nie do końca perfekcyjnie zostają odseparowane poszczególne linie wokalistów. Może mam zbyt duże wymagania, jednak również w przypadku kilkugłosowych partii wokalnych, scena sprawia wrażenie nieco przesłoniętej. Nie mniej sama głębokość, czy przestrzeń, jest godna pochwały. Co najmniej. Może nie mamy do czynienia z punktowym rozmieszczeniem poszczególnych instrumentów w płaszczyźnie sceny, jednak nie wymagajmy niemożliwego od produktu w tym przedziale cenowym. Poszczególne instrumenty są odseparowane w sposób co najmniej zadowalający, a co najważniejsze, nie przeszkadzają sobie nawzajem i nie powodują mętliku u słuchającego.
Podsumowanie
Zamawiając Xiaomi Noise Cancelling Hybrid ANC Earphones Type-c, miałem obawy co do tego, jak producent uporał się z zmianą tradycyjnego jacka na wtyk USB-C. Standard USB ma szersze pasmo niż analogowy jack, więc teoretycznie ma większe możliwości w zakresie przesyłu sygnału. USB-C to również znacznie większe możliwości wykorzystania tegoż do innych funkcjonalności. Dla przeciętnego użytkownika nie ma to jednak znaczenia. Przynajmniej do czasu masowego upowszechnienia tego standardu. Mają natomiast znaczenie inne aspekty.
Szkoda trochę, że Xiaomi częściowo nie uczy się na własnych błędach i nie poprawia tego, co było niedopracowane w poprzednich generacjach. Myślę tu choćby o przewodzie z efektem mikrofonowym. Wizerunek nieco psują wprawdzie drobne, ale jednak, mankamenty w postaci opóźnienia w przekazywaniu dźwięku na słuchawki, waga słuchawek, czy zwiększone, przez system redukcji dźwięków otoczenia, zużycie baterii. To wszystko są jednak pochodne tego, przynajmniej w dużej mierze, w co Xiaomi chciało wyposażyć przyszłego użytkownika swoich słuchawek. A jest tego trochę…
Przede wszystkim jakość wykonania. Ta jest bez zastrzeżeń. Wzorcowe spasowanie, świetne materiały, całkiem pokaźny zestaw. W pełni zdający egzamin funkcjonalności system redukcji dźwięków otoczenia. Świetna jakość (obustronna) rozmów telefonicznych. Skoro jesteśmy przy tej kwestii, nie sposób – wszak o to idzie w słuchawkach – zapomnieć o kwestii muzycznej. Świetna jakość dźwięku, zwłaszcza, co należy podkreślić, w tym przedziale cenowym.
Słuchawki, choć w polskiej dystrybucji wyceniono na 249 PLN, można kupić nieco taniej, w znanych miłośnikom marki, sklepach poza granicami kraju. To wciąż niewiele zważywszy na fakt, że słuchawek z złączem USB-C praktycznie nie ma na rynku. To dodatkowo zwiększa atrakcyjność Xiaomi Noise Cancelling Hybrid ANC Earphones Type-c. Przy tej okazji warto zauważyć, że choć producent gwarantuje poprawne działanie słuchawek z dwoma urządzeniami ze swojej stajni – Mi6 i Mi MIX2, to de facto, powinny one bezproblemowo współpracować z urządzeniami wyposażonymi w port USB-C innych producentów. Powinny współpracować w kwestii odsłuchu muzyki. Z zebranych dotąd informacji wynika, ze problemy generują w takich przypadkach nie same słuchawki, a system redukcji dźwięków otoczenia.
Na zakończenie odwieczne pytanie: czy warto? Zdecydowanie i bezapelacyjnie tak. Biorąc pod uwagę wszystkie zalety i wady, które to starałem się w artykule przedstawić, to zdecydowanie najlepsze Pistonki. I co najbardziej cieszy, producent nie wykorzystał okazji bycia jednym z niewielu, oferujących urządzenie z tym konkretnie interfejsem, pozostawiając jego cenę na poziomie osiągalnym dla przeciętnego Kowalskiego.
Xiaomi Noise Cancelling Hybrid ANC Earphones Type-c
+ bezkompromisowa jakość materiałów wykorzystanych w konstrukcji;
+ jakość wykonania, spasowanie elementów, absolutnie bez zastrzeżeń;
+ świetna jakość dźwięku – jak dotąd najlepsze słuchawki Xiaomi w tej kwestii;
+ w stosunku do jakości wykonania i poziomu oferowanego dźwięku – cena;
+ świetna jakość rozmów – dźwięku słyszalnego przez nas i rozmówcę;
+ złącze USB typ C;
+ bardzo skuteczny system aktywnej redukcji dźwięków otoczenia…
– …, który jednak istotnie wpływa na zwiększenie zużycia baterii podczas odsłuchu;
– powielony po raz kolejny – efekt mikrofonowy;
– opóźnienie w przekazywaniu dźwięku na słuchawki;
– waga doków, skutkująca wyraźnym “czuciem” ich w uszach po dłuższych sesjach słuchania muzyki.