Pod koniec maja swoją premierę miała nowa generacja opaski z serii Mi Band (a właściwie Xiaomi Smart Band, bo seria przeszła rebranding). “Siódemka” trafiła do mnie w połowie czerwca i od tamtego czasu używam jej na co dzień. Jak mi się z niej korzystało i czy warto ją kupić?
Opaskę otrzymałem do testów dzięki uprzejmości sklepu TradingShenzhen.com. W ramach testów używałem wersji chińskiej sprzętu, lecz wrażenia z korzystania w większości będą się tyczyć również i globalnego wariantu produktu.
Zestaw i pierwsze wrażenia
W zestawie nie znajdziemy nic szczególnie interesującego. Jest “pastylka”, pasek, kabel, delikatnie schowana papierologia… i to by było na tyle. Można stwierdzić, że to standard. Do kabla nie dołączono adaptera – w celu ładowania opaski należy wykorzystać ładowarkę z wejściem na zwykłe USB (np. od ładowania smartfona). Przed “siódemką” zdarzyło mi się użytkować jedynie Mi Banda 4, także ucieszył mnie magnetyczny port ładowania, bo w “czwórce” takowego nie było (trzeba było wciskać całą “pastylkę” do wewnątrz zestawu ładującego). Posiadacze Mi Banda 6 raczej nie będą zdziwieni obecnością takiego rozwiązania (jeśli zdecydują się zmienić opaskę na nowszą wersję), bo tam było ono już obecne.



Od momentu rozpakowania urządzenie sprawia wrażenie ładnego. W zestawie otrzymujemy pasek w kolorze czarnym, który można zastąpić również innymi wersjami kolorystycznymi (trzeba jednak je zakupić osobno lub wykorzystać paski z Mi Banda 5 lub 6, ponieważ powinny one, przynajmniej sądząc po opisach dostępnych w różnych sklepach, pasować do nowego modelu). Opaska trzyma się na ręce pewnie, wybór długości jest spory, zatem raczej każdy nie powinien mieć problemu z dopasowaniem opaski do swoich preferencji.
Wyświetlacz i interfejs
Moją uwagę wzbudził o wiele większy i bardziej czytelny w porównaniu z używanym przeze mnie poprzednio Mi Bandem 4 wyświetlacz (0,95 vs 1,62 cala) – zdecydowanie ułatwia to na przykład czytanie wyświetlanych na nim treści, np. powiadomień (rozmiar ich czcionki w panelu powiadomień jest podobny do tego, który widziałem w “czwórce”, ale zwiększa się on po dotknięciu któregoś z nich). O ile jednak w porównaniu z “czwórką” może to stanowić rewolucję, o tyle nie będzie to raczej wielka zmiana dla kogoś, kto używał Mi Banda 6 (tu zmiana też następuje, ale raczej nie jest na tyle odczuwalna, bo już w “szóstce” ekran miał 1,56 cala). Dodatkowo nie ma tu automatycznej regulacji jasności, co irytuje zwłaszcza wieczorami, gdy korzysta się ze zaimplementowanego w nowej opasce trybu Always-on Display (czyli Ekranu zawsze włączonego). Uważam go za świetne rozwiązanie, bo w końcu wykorzystuje on potencjał AMOLED-owego wyświetlacza, podobnie zresztą jak w telefonach, gdzie jest obecna podobna funkcjonalność. Automatyczne zarządzanie jasnością przydałoby się zwłaszcza tu, bo używanie trybu AoD z pełną jasnością (która jest właściwie niezbędna do odczytania powiadomienia na dworze w słoneczny dzień) w nocy strasznie męczy oczy. Sprawę po części rozwiązuje obecny w aplikacji (lecz już nie w ustawieniach samej opaski) Tryb nocny, który zmniejsza jasność ekranu właśnie w godzinach nocnych.






Interfejs urządzenia polega przede wszystkim na obsłudze gestami. Przeciąganie od góry powoduje wywołanie panelu powiadomień, od dołu menu z funkcjami, od lewej bądź prawej zaś widżetów, które możemy sobie skonfigurować za pomocą aplikacji Mi Fitness (z której korzystałem na moim Mi 10T Lite). Nawet w chińskiej wersji opaski mamy do czynienia z językiem polskim, choć na początku przywita nas “chińszczyzna”. W jej przypadku musiałem zmienić region aplikacji na chiński, inaczej opaska nie była widziana (co oczywiście nie będzie mieć miejsca w przypadku globalnego wariantu Mi Banda 7). Po jej sparowaniu jednak automatycznie na wyświetlaczu pojawiła się treść w naszym języku.
Działanie systemu
Niestety drobne problemy z tłumaczeniem, o których pisałem w pierwszych wrażeniach z korzystania z “siódemki” (m.in. chiński tytuł komunikatu IMGW), nie zostały naprawione aktualizacją oprogramowania (być może nie występują one w globalnej wersji oprogramowania). Xiaomi poprawiło jednak w międzyczasie płynność działania interfejsu, na którą także skarżyłem się w poprzednim artykule; sprzęt działa teraz zdecydowanie płynniej, nie odczułem takich przycięć i klatkujących animacji jak te, które można było uświadczyć tuż po premierze. Do wyboru mamy kilka wbudowanych tarcz (w tym dostosowaną do realiów opaski supertapetę Marsa, która obecna była wcześniej na różnych smartfonach Xiaomi), można je również pobrać z poziomu aplikacji (ok. 100 wyświetlaczy).
Powiadomienia działają… dziwnie. O ile ich synchronizacja z telefonem w kontekście pojawiania się nowych zdarzeń działała zazwyczaj poprawnie (z pewnymi wyjątkami, o których niżej), o tyle usuwanie niektórych powiadomień z poziomu smartfona lub kliknięcie na nie w celu ich otwarcia powodowały ponowne pojawienie się tego samego powiadomienia na opasce (głównie w przypadku aplikacji społecznościowych, u mnie były to Messenger i Discord). Do szewskiej pasji doprowadzały mnie powiadomienia z Telegrama, o których pisałem w pierwszych wrażeniach. Za każdym razem, gdy nadchodziła nowa wiadomość, opaska postanawiała sobie pobrać powiadomienia również z innych nieodczytanych przeze mnie wiadomości z tej aplikacji. Ilość nadmiernych wibracji sprawiła, że musiałem wyłączyć powiadomienia z Telegrama w aplikacji Mi Fitness, bo zwyczajnie nie byłem w stanie nad tym zapanować. Godne odnotowania jest jednak również i to, że nareszcie nie trzeba wybierać kilkunastu aplikacji z osobna, które mają mieć pozwolenie na wyświetlanie powiadomień, co było zmorą w starszych opaskach Xiaomi. W aplikacji Mi Fitness znajduje się przełącznik “Synchronizuj z telefonem”, który pozwala na przekierowanie wszystkich nowych powiadomień z telefonu na opaskę. Oczywiście istnieje również możliwość ręcznego zarządzania listą aplikacji.





Jak właściwie każda opaska tego typu, również i Mi Band 7 potrafi mierzyć tętno, analizować sen, stres czy nasycenie krwi tlenem. Nie wiem, jak dalece porównywalne i prawidłowe są odczyty dotyczące tętna z innymi produktami (bo tego nie byłem w stanie sprawdzić), lecz analiza snu na przykład w mojej opinii działa całkiem dobrze (a przynajmniej dość dokładnie odwzorowuje godziny, w których kładłem się spać i wstawałem). Opaska przypomina również o osiąganiu celu aktywności czy wstaniu i przejściu się przez chwilę. Po wykonaniu tej czynności otrzymujemy także informację o ilości przebytych kroków i czasie. Dla kobiet dodana została również funkcja zarządzania cyklem miesiączkowym.
Podkreślaną przez producenta zmianą jest znaczne zwiększenie ilości trybów sportowych obsługiwanych przez opaskę. Na liście w opasce znajduje się 130 pozycji: od typowych pokroju biegania, bieżni, jazdy na rowerze czy piłki nożnej, poprzez różnorodne techniki sztuk walki pokroju kendo, karate czy taekwondo, na warcabach, szachach czy e-sporcie (!) kończąc. Wszystkie tryby sklasyfikowano wedle dyscyplin, do których one należą; uważam, iż zostało to wykonane w logiczny i przejrzysty sposób. Ponadto w nowej opasce zaimplementowano różne statystyki dotyczące treningu profesjonalnego. Opaska przelicza wysiłek podczas aktywności (TE), stopień naszego zaawansowania (EPOC) i na ich podstawie szacuje czas regeneracji dla organizmu tak, aby unikać przetrenowania, co może być przydatne dla osób wykorzystujących opaskę nie tylko do odbierania powiadomień czy liczenia kroków. Miłym akcentem jest także informowanie m.in. o pułapie tlenowym VO2 max. Automatyczne wykrywanie trybu treningu jest dostępne tylko dla czterech trybów: biegania, chodzenia, trenażera eliptycznego i ergometra wioślarskiego (a przynajmniej tylko takie opcje odnotowałem w ustawieniach opaski). W opasce nie zaimplementowano modułu GPS, co sprawia, że jeśli chcemy mieć mapę naszej trasy treningu, musimy korzystać z modułu lokalizacyjnego znajdującego się w naszym smartfonie. Na temat samych treningów trudno mi powiedzieć cokolwiek, gdyż nie korzystałem z nich zbyt często (i nie praktykowałem tego również z używanym wcześniej Mi Bandem 4).
Bateria
Xiaomi deklaruje, iż Xiaomi Smart Band 7 powinien wytrzymać na baterii 14 dni normalnego użytkowania i 9 dni, gdy jest wykorzystywany bardziej intensywnie. Wygląda na to, że producent nie uwzględnia w swych rachunkach trybu Always-on display, gdyż przy ciągłym korzystaniu z niego musiałem podłączać opaskę do ładowarki raz na dwa-trzy dni (nie włączałem jednak na noc wspomnianego wcześniej trybu nocnego, co pozwoliłoby być może dodać do tego wyniku jeden dzień). Tak czy siak, jeśli zamierzacie używać trybu AoD w nowym Mi Bandzie, to nie spodziewajcie się oszałamiającego czasu pracy na jednym ładowaniu. Samo napełnienie baterii o pojemności 180 mAh trwa zazwyczaj około 1,5-2 godziny.
Czy warto?
Decyzja o tym, czy Mi Banda 7 warto kupić, zależy oczywiście od konkretnego użytkownika. Moim zdaniem na nową opaskę nie warto się przesiadać, gdy korzysta się z Mi Banda 6 albo jego wersji z NFC. Zyskuje się głównie odrobinę większy ekran czy tryb AoD, ale traci się chociażby możliwość płatności zbliżeniowych (bo nie ma w tej chwili w Polsce Mi Banda 7 z NFC). Nie ma też raczej zbytniego sensu przechodzenie na tę opaskę ze smartwatcha (a przynajmniej ja nie podjąłbym takiego wyboru, mając obecnie Redmi Watch 2 Lite – nawet pomimo tego, że nie ma on AMOLED-a, a co za tym idzie także i AoD). W przypadku starszych generacji Mi Bandów (czwartej i starszych) albo kupna zupełnie nowego urządzenia, bez wcześniejszego związku z opaskami tego typu, przejście na “siódemkę” może być już bardziej uzasadnione – większa bateria i wyświetlacz czy wygodniejsze ładowanie usprawiedliwiają taki wybór.
Ale tu z kolei kłania się cena – co prawda w promocji, która trwa do końca dzisiejszego dnia, Mi Band 7 jest dostępny w wielu sklepach za 199 złotych, lecz później będzie on kosztować 249 złotych, czyli tyle, ile w oficjalnym sklepie dystrybutora Xiaomi w Polsce kosztuje jego poprzednik z obsługą płatności zbliżeniowych (a na wielu innych platformach da się go kupić taniej). Gdybym nie miał żadnego produktu “fitness” Xiaomi i chciał kupić opaskę tej firmy, to prawdopodobnie wybrałbym właśnie Mi Banda 6 z NFC. “Siódemka” oferuje więcej trybów sportowych, których nie używam, odrobinę większy (i bardziej symetryczny) ekran, którego różnicy raczej nie poczuję, jeśli nie będę mieć obu opasek na ręce naraz, tryb AoD, który chyba jako jedyna nowinka mnie zaciekawił i nieco zmieniony interfejs (do którego dałoby się przyzwyczaić i tu, i tu). Co z tego, że ma ona większą baterię, skoro przy włączonym trybie AoD muszę ją ładować co trzy dni? “Szóstka” co prawda tego trybu nie ma, ale bateria będzie działać dłużej. Coś za coś. Oczywiście mogę wyłączyć tryb Always-on display w “siódemce” i używać opaski bez niego, znacznie zwiększając szansę na osiągnięcie czasu pracy zakładanego przez Xiaomi, ale zakładam, że po to jest ten tryb, aby z niego korzystać…
Dodatkowym utrudnieniem dla Mi Banda 7 jest jego wersja Pro. Ma ona GPS i automatyczną regulację jasności, czyli coś, czego w “siódemce” brakuje. Nie wiadomo tylko, czy pojawi się ona poza Chinami. Jeśli tak, to trudno będzie utrzymać jakieś sensowne uzasadnienie zakupu Mi Banda 7 (o ile cena wersji Pro na rynkach globalnych nie będzie przeholowana).
Zalety:
+ dobry, czytelny wyświetlacz,
+ implementacja Ekranu zawsze włączonego,
+ płynnie działający interfejs,
+ wygodny, nieuczulający pasek,
+ zwiększona ilość trybów sportowych,
+ implementacja większej ilości danych dla osób korzystających z treningów.
Wady:
– brak automatycznej regulacji jasności,
– brak GPS,
– brak NFC (w chwili pisania recenzji brak globalnej wersji z obsługą płatności zbliżeniowych),
– kiepski czas pracy na baterii z włączonym trybem AoD,
– powiadomienia z niektórych aplikacji potrafią płatać figle,
– cena – za te pieniądze można kupić niewiele ustępującego poprzednika z obsługą NFC.