Dziś o godzinie 19:30 czasu chińskiego (13:30 naszego) rozpoczęła się konferencja Xiaomi, na której najwyżsi oficjele marki, tacy jak Lei Jun, uroczyście zainaugurowali rozwój nowej serii smartfonów firmy – Mi CC. Jak już informowaliśmy, z założenia jest to seria skierowana do osób młodych i kreatywnych.
Dlaczego ten artykuł nazywa się tak, a nie inaczej? Otóż dlatego, że zaprezentowane propozycje, a przede wszystkim sposób prowadzenia konferencji moim zdaniem były dalekie od ideałów i w ogóle od jakichkolwiek standardów. Konkretów było równie mało co interesujących rzeczy – no bo kto o zdrowych zmysłach do takich rzeczy zaliczy kolejną sagę typu “48 megapikseli z fenomenalnym AI i jeszcze lepsze selfie“… Ale do rzeczy. Co zatem pokazano?
Na samym początku zostały przedstawione 3 warianty kolorystyczne Mi CC9, które nazywają się kolejno: Blue Planet, White Violet i Dark Prince. Obudowa, według zapewnień firmy, jest holograficzna – taki zabieg widzieliśmy już w Mi 9T czy jego wersji Pro. Dla mnie osobiście efekt osiągnięty w Mi CC9 jest lepszy – sama obudowa podoba mi się bardziej.
Później przeszliśmy błyskawicznie do kwestii ekranu. Matryca zastosowana w tym modelu jest AMOLED-owa, o rozdzielczości Full HD+ i gęstości 403 ppi, ze wsparciem dla DC dimmingu oraz technologii HDR. Całość przykryta jest szkłem Gorilla Glass 5. Ekran zajmuje 91% frontu, a sam telefon wyposażony jest w skaner linii papilarnych umieszczony w ekranie.
Bateria zastosowana w Mi CC9 ma pojemność 4030 mAh, a telefon wspiera szybkie ładowanie w standardzie Quick Charge 4. Port zastosowany w urządzeniu to, zgodnie z dzisiejszymi standardami, USB typu C. Telefon waży 179 gramów, a jego wymiary to 156,8 x 74,5 x 8,67 mm.
Nadeszła pora na to, co było wałkowane przez większość konferencji i co mnie szczególnie znudziło – czyli aparaty. Mi CC9 wyposażony jest w 3 moduły – jeden główny o rozdzielczości 48 Mpx z przysłoną f/1.79, drugi szerokokątny 8 Mpx z kątem 118 stopni oraz trzeci 2 Mpx do wychwytywania głębi. Jest slow-motion w 960 klatkach na sekundę (tylko w HD 720p, w Full HD 120 fps). Przedni aparat ma rozdzielczość 32 Mpx i przysłonę f/2.0. Oczywiście nie zabrakło wspomnień o AI, oprogramowaniu i chwaleniu się, jaki to ten aparat nie jest fantastyczny i świetny w swoich zastosowaniach… zresztą, zobaczcie zrzuty poniżej.
Po aparatach przyszła kolej na najbardziej bezużyteczną rzecz w praktycznym zastosowaniu, czyli “skoro wszyscy mają swoje emoji, to Xiaomi także je będzie mieć!“. I tak powstały Mimoji. Filmik je prezentujący wywołał u mnie rozmyślenia w rodzaju “co ja właściwie oglądam – poważną konferencję czy kreskówkę dla dzieci?“. Oto i on.
Mi CC9 będzie napędzać znany nam już z Mi 8 SE procesor – ośmiordzeniowy Snapdragon 710, wykonany w 10-nanometrowym procesie technologicznym, z maksymalnym taktowaniem 2,2 Ghz wraz z grafiką Adreno 616. Pamięć – UFS 2.1, dwie wersje pamięciowe – 6/64 i 6/128. Ceny – 1799 juanów za 6/64 i 1999 za 6/128 (wg dzisiejszych kursów – około 980 i 1100 PLN). Jest NFC i prawdopodobnie będzie wersja Global. Wersja chińska nie posiada pasma B20 LTE.
Drugim modelem pokazanym na konferencji jest Mi CC9e. Poświęcono jej nieco mniej czasu niż głównemu przedstawicielowi serii. Nie będę już streszczać przebiegu tej części konferencji, same konkrety:
- Snapdragon 665 – ośmiordzeniowy procesor w 11-nanometrowym procesie technologicznym, maksymalne taktowanie 2,0 GHz z grafiką Adreno 610,
- ekran 6,088 cala AMOLED o rozdzielczości HD+ chroniony Gorilla Glass 5,
- aparaty praktycznie te same co Mi CC9,
- tak samo jak bateria (wsparcie nie QC4, ale 3),
- waga 173,8 grama, wymiary 153,48 x 71,85 x 8.475 mm,
- te same wersje kolorystyczne,
- nie ma NFC,
- wersje pamięciowe: 4/64, 6/64, 6/128 GB,
- ceny: 1299 juanów za 4/64, 1399 za 6/64, 1599 za 6/128 (na polskie: 710, 765, 875 PLN),
- prawdopodobnie nie będzie wersji Global.
Istnieje prawdopodobieństwo, że ten model na rynku Global będzie mieć swojego odpowiednika w postaci telefonu z Androidem One o nazwie kodowej laurel_sprout. Specyfikacja jest właściwie, z tego, co widać na poniższych przeciekach, identyczna.
Ostatnim modelem zaprezentowanym na dzisiejszym pokazie jest Mi CC9 Meitu Custom Edition. Jak sama nazwa wskazuje, jest on przygotowany przy współpracy z firmą Meitu i zawiera specyficzne dla niej dodatki jak własna aplikacja aparatu czy zmodyfikowane MIUI z innym wyglądem niż ten, który obecnie znamy. Poza tym zmiany są praktycznie żadne – poza tym, że będzie tylko jedna wersja pamięciowa, 8/256 GB, kosztująca 2599 juanów (czyli 1420 PLN).
I to tyle, co pokazano na tej konferencji. Nie było nic o MIUI 11, nic o usprawnieniach dla już istniejących modeli, nic poza Mi CC. Ta konferencja, moim zdaniem, pokazała nie moc i siłę, jaką w zamierzeniu PR-u Xiaomi ma przynieść nowa seria smartfonów, ale słabość i stagnację w szeregu Xiaomi. Firma, nie ukrywajmy, ma problem z zapewnieniem dobrych aktualizacji dla już istniejących modeli, czego idealnym przykładem jest chociażby ostatnie wysypywanie się Mi 9 SE po aktualizacji Globala EEA. Czy wprowadzenie 3 nowych modeli tą sytuację zmieni? Nie sądzę.
Marce brakuje przede wszystkim jasnej i jednoznacznej identyfikacji poszczególnych modeli. Kiedyś było jasne, że były Redmi – słabsze, i Mi – te droższe, lepsze. Dziś wszystko to zwyczajnie się miesza, bo mamy i Redmi słabsze, w stylu Redmi 6 czy 7A, ale też i “flagowce” pokroju Redmi K20 Pro. Od nazw poszczególnych modeli na poszczególne rynki idzie oszaleć. Jak będzie z tym w przyszłości? Nie mam pojęcia. Liczę, że Xiaomi się opamięta, weźmie w garść i zacznie robić to, co powinno robić już od dawna – poprawiać oprogramowanie i kreować jasną i czytelną politykę w stosunku do swoich marek i submarek.
Źródła: transmisja konferencji, specyfikacje: Mi CC9, Mi CC9e, Mi CC9 Meitu Edition